Ola i jej kolorowy świat

"Nie zatrzymuj się, cokolwiek będzie musisz iść"

wtorek, 26 lutego 2008

Druga szansa

Biegnę na spotkanie z rodzicielką swą kochaną. Dziś leci do Pragi, a poza tym już dawno jej nie widziałam...
Za 10 min przyjeżdza jej pociąg a ja potrzebuję przynajmniej 15. Nic to. Idę szybkim krokiem w stronę przystanku tramwajowego wyglądając czy przypadkiem jakiś się nie zbliża - a nóż będę miała trochę szczęścia;)

Zbliżam się do przystanku zapatrzona w horyzont, na którym powinien pojawić się wyczekiwany środek komunikacji miejskiej. I nagle za swoimi plecami słyszę: "Ej, uważaj!". Odruchowo zatrzymałam się, a 5 cm przed moim nosem przejechał tramwaj, którego nie zauważyłam, bo jechał w drugą stronę. Jeden krok więcej... i spotkałabym się z wiecznością.

Odwróciłam się do chłopaka, który mnie zatrzymał. On już odchodził w drugą stronę, ale zrozumiał podziękowania. Uratował mi życie... Anioł stróż czuwa.

I właśnie dziś, po raz pierwszy tej zimy, wiatr pachniał wiosną...

niedziela, 24 lutego 2008

w metrze

Ola wraca z imprezy. Nie w tą stronę niż cała rezta świata.Kierunek Kabaty. Imielin.
Przechadza się pan strażnik. Ola znana ze swej bezczelności zatrzymuje pana strażnika. Wie, że pan strażnik pracuje po nocach pilnując pijanych studentów wracających metrem o 3 w nocy.
- Czy jest pan szczęśliwy?
- Byłbym, gdyby moja żona nie była chora, niedawno okazało sie że ma raka....
- To dlaczedo Pan jest tutaj, jak to jest?
- Ktoś musi zarabiać...
Mineło naprawdę dużo chwil zanim przyjechało moje metro. Dużo chwil o życiu i jego braku, tym kim jesteśmy i kim chcielibyśmy być.
- Pani jest dobrym człowiekiem. Jak tu pracuje, nikt z tych ludzi się do mnie nie odzywa. Traktują mnie jak gorszego...

Ludzie, rozmawiajcie, każdy ma swoją historię, króra Was zachwyci.
Jesteście częścią tego świata.
Pomożcie innym, nawet jeśli to ma być pijacka rozmowa o 3 rano.

Zakochajcie się w życiu i w jego objawach. Zakochajcie się w innych.

sobota, 23 lutego 2008

Ola gotuje

No cóż, minęły te wspaniałe czasy koreankskie, kiedy to pozbawieni przybytku boskiego, powszechnie zwanego kuchnią, musieliśmy stołować się w pobliskich restauracjach. Wszystko podane, smaczne (no, powiedzmy sobie szczerze - zdarzało się różnie, ale z przewagą smaczności) i zmywać nie trzeba, ani tym bardziej kusić losu własnymi wynalazkami kulinarnymi.

Dobre czasy minęły, trzeba zadbać o swój żołądek... A ponieważ polskie restauracyjne żywienie może brutalnie zabić mój portfel (który jest zresztą na diecie;)) to zdecydowałam się podjąć wyzwanie i zacząć gotować:)

Zaczęłam z grubej rury. W czwartek wracąjąc z pracy mocno zastanawiałam się co tu sobie upichcić. Miałam kilka równoważnych opcji: barszcz biały, barszcz czerwony, zupa brokułowa, krem z borowików no i warzywna:) Po długich przemyśleniach, rzucaniu monetą i rozrysowaniu drzewa decyzyjnego wybrałam barszcz biały.

Skomplikowany przepis: Do 500 ml wsypać proszek, wymieszać, zagotować i po zagotowaniu trzymać 5 minut na małym ogniu:) Ufff, udało się! Niech żyje talent kucharki Oli! Efekt był jednak średnio smaczny:(

Weszłam więc na wyższy poziom abstrakcji i odważnie postanowiłam porzucić pomysł z zupami w proszku. Tym razem ugotowałam uwaga, uwaga, królewską zupę szczawiową! Przepis był już bardziej skomplikowany i wymagał wyobraźni. Kupiłam więc dwie różne mrożonki, wrzuciłam do garnka z wodą, rozpuściłam nawet rosołki i jeszcze zagęściłam śmietanką light z dodatkiem bazyli ;) Mmmmmm
Efekt rewelacyjny, a wyznacznikiem smaku jest fakt, że brat odważył się zjeść ze mną:) Jak widzą Drodzy Czytelnicy, odwaga jest u nas rodzinna;)

Aż cała drżę na myśł o dalszych wyprawach kulinarnych:)))))

poniedziałek, 18 lutego 2008

Malowanie

Fiolet i brzoskwinia zdobią teraz ściany w przedpokoju Oli. Dzielni malarze pokonali białe ściany w wytrwałej niedzielnej walce.
Była też specjalna refleksja niedzielna:

W: Teraz mógłbym być Hitlerem...
P: ??? Dlaczego?
W: Bo on też był malarzem pokojowym!

Ola radzi: daleko idące porównania mogą być niebezpieczne..

środa, 13 lutego 2008

Ostatnie widzenie

Spaliła się brama Namdemun w Seoulu. Mój pobyt w Korei był więc ostatnią szansą widzenia jej.

Tyle razy obok niej przechodziłam, a właśnie zdałam sobie sprawę, że nawet nie cyknęłam jej zdjęcia.
To jest jak ze zmarłymi. Doceniamy i żałujemy dopiero po śmierci...

A gdyby tak to zmienić?
Przecież żadna sekunda życia, żadna najmniejsza chwilka, choćby stanąć na rzęsach, to i tak nie wróci.
A żeby tak zacząć je dostrzegać i cieszyć się nimi?

Żeby nie biec do autobusu tylko po to, żeby zdążyć, ale po to żeby biec.

Eh, tyle chwil mi uciekło, właśnie przez obawę przed spóźnieniem się...

niedziela, 10 lutego 2008

Ola ratuje swiat

Stoję w srodku lasu z grupą znajomych. Czujemy zbliżające się niebezpieczeństwo, 2 osoby z nas dopiero co urodziły dzieci. Naszym zadaniem jest je chronić. Jest wsród nas mistrz.

Nagle zaczyna się piekło. Atakują nas dziwne istoty o niebieskiej krwi. Czuję, że trafiła mnie niebieska kula o konsystencji flegmy. Mam w niej wszystko - włosy, palce ubranie. To znak, że oni nadeszli.

Schowałam się w jakims rogu, zaraz obok mnie siedzi mężczyzna z naszej paczki, znam go i wiem, że jest kims dla mnie ważnym, ale ani ja ani on nie ruszamy się z miejsca. Widzimy jak nasi przeciwnicy wyciągają broń. Celują w jedną z matek i naciskają spust: z wielkiego pistoletu wydobywa się stumień swiatła, który wysysa wagę z naszej towarzyszki. Po kilku sekundach uleciała w powietrze i zniknąła gdzies w kosmosie. To samo stało się z częscią naszej grupy. Sytuacja była tragiczna a ja nadal siedziałam w rogu, skulona i przestaszona. Zbliżał sie koniec a ja zastanawiałam się dlaczego boję się wyjsć i walczyć. Podobnie bylo z moim towarzyszem.

W tym momencie podszedl do nas mistrz. Ja bez slowa wyciagnelam rękę - wiedzialam po co przyszedl, wiedzialam ze nadszedl czas. Na mojej dloni wylądowaly 2 piescienie. Jeden zalożyl siedzący obok mężczyzna, drugi ja. On wyciągnąl z plecaka 2 miecze. W naszych rękach leżalo uratowanie swiata, bylam gotowa na smierć. Wstałam...

I się obudzilam. Nie wnikam skąd się biorą moje sny, ale wyobraźnię mam bujną, jak widać. Może w następnym odcinku snu okaze się, czy uratowalam swiat czy zginęlam:)))

wtorek, 5 lutego 2008

Pytanie egzystencjalne

Wracam z pracy. Dzwoni telefon. Odbieram:
- Olaaa, co jest dla ciebie ważniejsze: praca czy ostatki?
-???

Ani jedno ani drugie:)

sobota, 2 lutego 2008

Wstrząsający njius

Godzina 13;00, środek nocy, piątek.
Ola podnosi głowę z poduszki. Została brutalnie obudzona i chcąc nie chcąc musiała pożegnać się ze swoimi snami i sennymi marzeniami, przynajmniej na kilkanaście następnych godzin.
Od poniedziałku zaczyna pracę, więc korzystając z ostatnich dni bycia bezrobotną nie żałuje sobie niczego, co powszechnie może kojarzyć się ze zjawiskiem takim jak na przykład lenistwo. Ola jednak nigdy nie używa tego słowa, gdyż uważa, że jest niesłusznie nacechowane negatywnie.

Ale wracając do szarej rzeczywistości... Ola otwiera oko, potem drugie, po omacku nastawia wodę na kawe i również po omacku włącza tv ażeby zobaczyć, co tam się w świecie dzieje. Odbiornik był nastawiony na popularną stację informacyjną, tak więc Ola uznała, że nie będzie już niczego zmieniać. Jej fatalistyczne podejście do życia wpłynęło na to, że pomyślała: 'Eh widocznie tak musi być, poogladam informacje';).

I wtedy usłyszała o tej strasznej tragedii, aferze, wręcz tajfunie w świecie polskiej polityki. Z otwartą buzią słuchała wiadomości o zniszczonym laptopie jednego z popularnych polityków polskich. Nie mogła się nadziwić, że takie rzeczy zdarzają się w tym cywilizowanym kraju. Dech zaparło jej w piersiach ze wzburzenia i rozdrażnienia. Była jednocześnie rozczarowana, że w piątek rano media zaskoczyły ją aż tak okropną wiadomością. Skupiła się na słowach w/w polityka, który właśnie miał swoją konferencję prasową dotyczącą nieszczęsnego przenośnego komputera. Pogrążona w myślach na temat przebiegu wypadków zasnęła. Najwidoczniej myślenie jest zajęciem, które bardzo męczy Olę w piątkowe poranki.

Obudzona po godzinie zerknęła w kierunku telewizora. Nadal trwała dyskusja na temat zniszczonego laptopa. Znowu ciężkie 'Ehh' wydobyło się z ust Oli. Wyłączyła telewizor i poszła zrobić sobie kolejną kawę. Ucieszyła się, że przynajmniej w Korei nie rozumiała tych wszystkich zatrważających njiusów i nie musiała się denerwować.
Locations of visitors to this page