Ola i jej kolorowy świat

"Nie zatrzymuj się, cokolwiek będzie musisz iść"

czwartek, 13 listopada 2008

Rozmowa w metrze

Jak prawie codziennie, tak i dziś, pokonywłam znajomą trasę szkoła-praca. Metro. Ufff... są wolne miejsca i nie ma żadnej stojącej sapiącej pani... więc siadam:)
Usiadłam koło dwójki staruszków... jak nic dałabym im 70-80 lat.

Zupełnie niechcący i w kompletnie niezamierzony sposób usłyszałam ich rozmowę. Zapewne miałam jej nie słyszeć, bo pan mówił do pani szeptem (a jak się jest starym i głuchym to szept jest trochę głośniejszy niż szept osoby młodej i niegłuchej... więc trochę usłyszałam, bom młoda i niegłucha;P).

Staruszek: Szukałem stref erogennych, ale nie znalazłem, bo mi nie pokazałaś.
Staruszka: Co?
Staruszek: No wiesz, stref erogennych... Podobno kobiety mają ich więcej...
Staruszka zignorowała swojego partnera.

A ja siedzę i zastanawiam się, czy się nie przesłyszałam... No ale on powtórzył słowo erogenne przynajmniej 2 razy... Nieeee nooo. I bezczelnie się przyglądam, udając nieudolnie, że tego nie robię... Ale podobno kobiety tak potrafią:) Więc miałam okazję potrenować. Obydwoje wyglądają na takich co za młodu byli królem i królową balu, zadbani, pani ma trwałą, pan berecik i ożywiony wzrok.

Uśmiecham się pod nosem... Jak to dobrze, że jak się jest starcem to myśli się jeszcze o rzeczach bzdurnych i ulotnych a nie tylko o tym kiedy najlepiej stanąć w kolejce do lekarza, w której aptece jest najtaniej, kto wieczorem odwiedzał sąsiadkę oraz kto następny umrze w mojej klatce w bloku... Jak miło... też bym chciała to zatrzymać (naszczęście szanse na dożycie do osiemdziesiątki są u mnie marne:P)

Mijamy kolejną stację. Staruszka podnosi się i staje przy drzwiach (w tym wieku mania, że się nie zdąży wysiąść jest chyba w miarę powszechna), staruszek siedzi sobie wygodnie. Pani zagadała jeszcze z flirtującym uśmieszkiem do jakiegoś młodzieńca stojącego przy drzwiach, Metro zatrzymało się, drzwi się otworzyły.
- No chodź małolacie - powiedziała pani do jej ciągle siedzącego partnera

Wstał i wyszli:)

wtorek, 9 września 2008

Hormony

Nie wiem jak wiele mężczyzn na naszym padole zdaje sobie sprawę jak wielką rolę w życiu kobiety odgrywają hormony. Czy ona tego chce czy nie, jak bardzo stara się stworzyć w swojej głowie wizję pięknego świata, hormon działa tu jak zaraza, robal albo zasłona dymna.

Dlatego też myślę, że instrukcja obsługi kobiety jak najbardziej ma sens bytu.
Mało tego, takich instrukcji powinno być tyle ile jest kobiet na świecie, takie unikalne egzemplarze;)

Więc jako dobra ciocia Ola życzę i radzę każdemu mężczyźnie, który zamierza być ze swoją kobietą dłużej niż do pierwszego PMSu (albo do wyczerpania cierpliwości;P), usiąść ze swoją wybranką i porozmawiać. I dowiedzieć się, w tych lepszych wypadkach kiedy kobieta jest bardziej świadoma swoich hormonów to można jeszcze dowiedzieć się jak najlepiej reagować na poszczególne zachowania w poszczególnych etapach cyklu.

No i drogie kobiety, przeanalizowanie tych dziwnych stanów ducha i ciała w perspektywie hormonów może mieć sens. Więc nie ma co się denerwować tylko wyłożyć mężczyźnie jak dziecku, jak hormony działają na samopoczucie.

Tym cudownym i prostym sposobem można uniknąć rzucania talerzami, płaczu, krzyków "ty nic nie rozumiesz" albo "mężczyźni są bezużyteczni i nigdy nie ma ich kiedy są potrzebni". Inną cenną wiedzą jest możliwość przewidywania kiedy kobieta z chęcią się przytuli, kiedy rzuci się na mężczyznę jak wygłodniały wilk a kiedy wolałaby go nie widzieć na oczy. Poza tym, dzięki zaprzyjaźnieniu się z kobiecymi hormonami można określić kiedy ona może się dłużej skoncentrować, kiedy ma ochotę na imprezę, na zmiany albo wspólny obiad w domowym zaciszu. No i milion rzeczy ważnych;)

Ale przede wszystkim toksyczność związków można często w ten właśnie sposób zminimalizować. Oczywiście nie obejdzie się bez scen;P ale przecież można z nich wyjść bez uszczerbu na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Nie obejdzie się bez jazd, ale tym razem mogą być one zupełnie nieszkodliwe przy świadomości, że za kilka dni wszystkie głębokie przemyślenia nad egzystencją (w tym egzystencją związku:P) pójdą w niepamięć.

No ale tutaj natrafiamy na poważny problem: trzeba rozmawiać.... a wydaje się, że dla niektórych to przeszkoda nie do przeskoczenia...

niedziela, 27 lipca 2008

W domu to jednak jest dobrze;)

Już po wycieczce. Zostały tylko wspomnienia i zdjęcia;) Bardzo dużo zdjęć... No i najgorzej to wybrać te najlepsze bo każde się łączy z jakimś wspomnieniem i każde w mojej głowie jest najpiękniejsze.

Wspaniałe 3 tygodnie! Nawet nie wyobrażałam sobie jak dobrze mogą one wpłynąć na moje samopoczucie, że wróce pełna chęci do pracy i wszystkiego, gotowa na kolejne kroki i kolejne wyzwania;)))))) [ble, jak to pompatycznie brzmi:P].

Koniec gadania! Zdjęcia!











piątek, 18 lipca 2008

Zwiedzac i robic notatki:)

Ola wreszcie odkryla rzecz podstawowa:) Ze czlowiek sie uczy do konca zycia. Oczywiscie wiedziala o tym wczesniej bo to prawda wpajana z kazdej strony. Nie czula jednak az tak bardzo znaczenia jej poniewaz przytloczona byla przez swoja edukacje, ktora wymuszala na niej poglebianie wiedzy.

Dzis jednak Ola nauczyla sie, ze najbardziej dziwne rzeczy przychodza kiedy wydaje sie ze juz nic nie moze zaskoczyc. I tak wlasnie Ole zaskoczyla jej wewnetrzna egzystencja i zrozumienie pojecia 'tesknoty'. Do tej pory Ola spotykala sie z tesknota za rodzina, ludzmi z ktorymi zyla, przyzwyczaila sie i z ktorymi dzielila wiele aspektow swojego zycia, ktorych brakowalo, ale swiadomosc ze wroca dodawala sil.

Tym razem Ola doswiadczyla tesknoty egzystencjonalnej:) jej wnetrze podzielilo sie na dwa, jedna czesc byla z Ola, zwiedzala i robila zdjecia smakujac kazdej rzeczy i widoku po kolei. Druga blakala sie we wszechswiecie, jakby cos zgubila, albo jakby nagle czegos jej zabraklo. Eh straszne to kiedy dusza sie rozdziela bo wtedy nie wiadomo co ze soba zrobic.

Moze powrot do polski przyniesie polaczenie zagubionych czesci srodka;)

sobota, 12 lipca 2008

Las zwany Vegas

To już kolejna noc w Vegas☺ Tym razem z kończącym się budżetem, więc i z inną polityką noclegową. Przyznać jednak trzeba że łóżka hotelowe są o niebo wygodniejsze niż karimata w namiocie. Nie zmienia to jednak faktu, że gwiaździste niebo nad Grand Canyon robi większe wrażenie:) Uznaliśmy jednak, że spanie w temperaturze 40 stopni przekracza nasze granice wytrzymałości więc zdecydowaliśmy, że hotel jest lepszym pomysłem niż namiot:P

A z rana kanapki z mielonką (już ostatnią;P), kawa z McDonaldsa i w drogę na klify Kalifornii i w kierunku miasta aniołów i jego plaż pełnych pięknych ciałek:) O pięknych ciałkach nasłuchaliśmy się od Amerykanki z LA spotkaniej na trasie w dół Natural Bridges. Polecała też ulicę "dziwnych ludzi" (Rodeo Drive) i trasy dla piechórów wokół Los Angeles;P Przed nami ponad 200 kolejnych mil, zobaczymy co będzie☺ A i tak będzie wspaniale! I gorąco;P

wtorek, 8 lipca 2008

Blog - reaktywacja:)

Halo halo! Jest tam kto? ;)

Po tygodniu namysłu chyba jednak blog zostanie wskrzeszony. Powodów jest kilka, ale jeden bezpośredni:piwo:)

Ola przebywa właśnie gdzieś na pustyniach Utah czy Arizony, łapiąc od czasu do czasu sygnał internetowy. Traumatycznym przeżyciem był jednak fakt, że w rezerwatach indiańskich nie przedają piwa ani w ogóle alkoholu! Szukaliśmy wszędzie nie mogąc uwierzyć, że ktoś mógł wpaść na taki genialny pomysł. I za każdym razem kiedy w sklepie nasze twarze wykrzywiały się na wiadomość, że piwa to nie ma, słyszeliśmy radosne: Welcome to Utah! :)

Okazało się, że jednak w Utah mają jaja, a przynajmniej wyobraźnię. Znaleźliśmy w końcu piwo o obniżonej zawartości alkoholu (4%) ale za to o smaku piwnym:) Najciekawsze jednak są nazwy piw:


Provo Girl:) z prowokującą panią na okładce:)

Why have just one? Polygamy Beer:))))

I jeszcze kilka cudnych nazw takich jak Dead Horse itp itd:)

A poza tym to USA to nietylko hamburgery i Coca COla. To tez cudowna nieskażona ludzką ręką przyroda:)

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Sens

Sens przychodzi w najbardziej niespodziewanym momencie, np. podczas mycia zębów z zamkniętymi ze zmęczenia oczami. Myśli błądzą po wszechświecie i nagle dopada Prawda. Może bardzo ulotna Prawda, może jak otworze oczy rano to już jej nie będzie.

I nagle egzystencja staje się jasna i nagle wiem, że jest Sens, a to w czym go widzę przyjdzie.
Najprostsza rzecz, jaką jest mycie zębów może być tą najtrudniejszą i najbardziej oczekiwaną jeśli odpowiem sobie na pytanie: po co myję zęby :)

I po co robię każdą inną zwykłą rzecz. I dla kogo i z kim.

poniedziałek, 12 maja 2008

I co dalej?

Pukanie do drzwi, wchodzi brat. Już późno.
- Ej, nawet twoje włosy układają się na lustrze w znak zapytania...

czwartek, 17 kwietnia 2008

Święty spokój WANTED

Jak to jest kiedy od świętego spokoju dzielą cię tylko jedne drzwi? Wie to każdy student, któremu zdarzyło się spóźnić 5 min na egzamin i natrafić na zamknięte od środka drzwi... Ja też wiem.
Dzisiaj, bez żadnego wysiłku, udało mi się rozdziewiczyć to uczucie. Nie polecam

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Jasnowidzenie w godzinach pracy

M. pracuje w biurze firmy, w której mi również zdarza się pracować.
W pracy przyjęło się już, że ubieram się bardziej kolorowo niż przeciętny pracownik, pewnie z tego powodu mówią na mnie Jadowita Ola. Dzisiaj jednak mój ubiór, zdaje się, że wzbudził zainteresowanie:

M: Ej powiedzcie mi, od kiedy zatrudniamy gimnazjalistki?
O: Gimnazjalistki?
M: No popatrz na Jadowitą, jak ona wygląda?
Założę się, że do tego ma seledynowe gacie i czerwony stanik!
Jadowita Ola: Skąd wiedziałaś? Ej....

Rzeczywiście, skubana, zgadła;)

poniedziałek, 31 marca 2008

Z serii abstrakcja

Patrzę w stronę drzwi. Plecak leży spakowany. Wystarczy jeszcze tylko coś na siebie narzucić, zabrać torebkę i włożyć buty.
Zamykam drzwi i idę przed siebie. Nie odwracam się. Nic mnie nie obchodzi, co zostawiam za sobą. Nic się nie liczy. Nie myślę o tym co będzie, albo czego nie będzie.

Dokąd? Gdziekolwiek, jak najdalej stąd.

Tak uciekam codziennie... niestety tylko w myślach.
Ale przyjdzie taki dzień, że dla tych drzwi pozostanę tylko wspomnieniem.

niedziela, 30 marca 2008

Wiosna idzie;)

Ja: Kwiatki dziś posadziłam:)
Ona: Jakie kwiatki?
Ja: Balkonowe: astry i aksamitki:)
Ona: oho
Ja: stoją sobie na balkonie i zachodzi w nich milion reakcji chemicznych i niedługo sie urodzą:)
Ona: nie reakcji chemicznych
Ja: Biologicznych, ale chemicznych też
Ona: to czary głupku
Wróżka kwiatkowa przychodzi i rzuca czar na ziarenka.
a one się budzą.
Ja: ej a jak do nic zapukam to szybciej sie obudzą?
Ona: Nie, musi przyjść wrożka.
Pukając możesz je rozgniewać...

Postawiłam więc doniczki na balkonie i czekam na wróżkę;)

środa, 26 marca 2008

Natura mnie zadziwia

Zbliża się wiosna i mam nieodparte wrażenie, że fauna i flora czuje się lekko pobudzona. A nawet coraz bardziej.
Obserwuję to poprzez przedstawiciela roślin, którego spotykam codziennie w pracy i który spoczywa w zasięgu mojego wzroku.

Z roślinką czuję się szczególnie związana, gdyż to mi przypadło w udziale podlewanie jej, z racji tego, że siedzę w jej najbliższym otoczeniu.

Ostatnio jednak opuncja, bo to o niej mowa, ma dziwny czas. Jakby dawała wszystkim w biurze znaki, że dorasta;)

Czy to coś oznacza? Wiosna już blisko? :)

wtorek, 25 marca 2008

Nartowo

Białe szaleństwo, 2 tygodnie urlopu. Żyć nie umierać, a najlepiej to zatrzymać czas, albo przynajmniej dwukrotnie wydłużyć. A tu jak na zlość, zgodnie z zasadami fizyki, czas płynie tym szybciej im lepiej się bawię:(



Pobudka codziennie rano, aby jak najszybciej skontrolować jakość wyratrakowanego stoku. Za każdym razem pobudnka boli (z różnym natężeniem) i za każdym razem przypominają się szaleństwa poprzedniej nocy.

Zmęczeni kolejną nocą w południe zjeżdżamy do schroniska, żeby odpocząć wreszcie:P Wszyscy już nas opuścili, zostali tylko ci najbardziej zmęczeni, popijający browarka i cieszący się spokojem i ciszą gór.
- Ehhh lubie się tak poopierdalać...
- Noo, fajnieee tak...

Mineło 10 min
- Ej ruszcie się, idziemy jeździć. Nie opierdalać się.
- Ale przecież ty lubisz się opierdalać...
- Tak, ale nie lubię jak ktoś się opierdala na moim urlopie.



Kolejny dzień, czarna trasa, przez krótkofalówkę odzywa się kolega, który został na szczycie:
- Ej, ja nie czuję się bezpiecznie i nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł zaczynać od czarnej trasy.
W ogóle to jestem nierozciągnięty jeszcze. A wy się rozgrzewaliście?
- Tak, przecież piliśmy piwo jadąc tu wyciągiem. Spotkajmy się na dole;)

czwartek, 13 marca 2008

Duże i cieszy

- O kurwa! - wydobyło się z drugiej części biura pracowego.
- Co się stało? - uprzejmie zapytałam, zapominając o przekleństwie, które przed chwilą usłyszałam (w końcu jestem tolerancyjna i niewrażliwa na takie sprawy;P)
- Chodź zobaczysz - zachęcił mnie kolega.

Przepełniona ciekawością powędrowałam do jego biurka, zastanawiając się co może być aż tak ciekawego, żeby odrywać mnie od pracy;)

Następne 5 min spędziliśmy gapiąc się w milczeniu na ekran komputera kolegi. W dodatku obydwoje byliśmy zadowoleni - on, że to, na co patrzy rozwiązuje jego wszystkie problemy, a ja, że zadowolony kolega będzie miły do końca tygodnia;)

Patrzyliśmy się na 103 000 zł które wpłynęły na jego konto.

"To najpiękniejszy widok jaki w życiu widziałem" - powiedział kolega i poszedł kupić wszystkim w biurze obiad;)

Mówią, że małe cieszy. Duże cieszy proporcjonalnie bardziej. Przynajmniej jeśli chodzi o kasę;)

czwartek, 6 marca 2008

Pustka

Otwieram usta i wylewa się z nich potok słów. I każde jest takie puste, nie ma sensu.
Już nawet nie słucham tego, co mówię, słowa żyją swoim życiem, bardzo krótkim życiem.
Cokolwiek Ci powiem i tak nie wyraże tego, co czuję. A nadając temu słowa, tylko to psuję, tak jak rzucić kamieniem w gładką taflę wody.
Więc po co używam słów?

Co powiedziałam kilka chwil temu?
Ale jakie to ma znaczenie?

Nie wierz moim słowom;)


/przed Sex and Health Museum Jeju-do/

wtorek, 26 lutego 2008

Druga szansa

Biegnę na spotkanie z rodzicielką swą kochaną. Dziś leci do Pragi, a poza tym już dawno jej nie widziałam...
Za 10 min przyjeżdza jej pociąg a ja potrzebuję przynajmniej 15. Nic to. Idę szybkim krokiem w stronę przystanku tramwajowego wyglądając czy przypadkiem jakiś się nie zbliża - a nóż będę miała trochę szczęścia;)

Zbliżam się do przystanku zapatrzona w horyzont, na którym powinien pojawić się wyczekiwany środek komunikacji miejskiej. I nagle za swoimi plecami słyszę: "Ej, uważaj!". Odruchowo zatrzymałam się, a 5 cm przed moim nosem przejechał tramwaj, którego nie zauważyłam, bo jechał w drugą stronę. Jeden krok więcej... i spotkałabym się z wiecznością.

Odwróciłam się do chłopaka, który mnie zatrzymał. On już odchodził w drugą stronę, ale zrozumiał podziękowania. Uratował mi życie... Anioł stróż czuwa.

I właśnie dziś, po raz pierwszy tej zimy, wiatr pachniał wiosną...

niedziela, 24 lutego 2008

w metrze

Ola wraca z imprezy. Nie w tą stronę niż cała rezta świata.Kierunek Kabaty. Imielin.
Przechadza się pan strażnik. Ola znana ze swej bezczelności zatrzymuje pana strażnika. Wie, że pan strażnik pracuje po nocach pilnując pijanych studentów wracających metrem o 3 w nocy.
- Czy jest pan szczęśliwy?
- Byłbym, gdyby moja żona nie była chora, niedawno okazało sie że ma raka....
- To dlaczedo Pan jest tutaj, jak to jest?
- Ktoś musi zarabiać...
Mineło naprawdę dużo chwil zanim przyjechało moje metro. Dużo chwil o życiu i jego braku, tym kim jesteśmy i kim chcielibyśmy być.
- Pani jest dobrym człowiekiem. Jak tu pracuje, nikt z tych ludzi się do mnie nie odzywa. Traktują mnie jak gorszego...

Ludzie, rozmawiajcie, każdy ma swoją historię, króra Was zachwyci.
Jesteście częścią tego świata.
Pomożcie innym, nawet jeśli to ma być pijacka rozmowa o 3 rano.

Zakochajcie się w życiu i w jego objawach. Zakochajcie się w innych.

sobota, 23 lutego 2008

Ola gotuje

No cóż, minęły te wspaniałe czasy koreankskie, kiedy to pozbawieni przybytku boskiego, powszechnie zwanego kuchnią, musieliśmy stołować się w pobliskich restauracjach. Wszystko podane, smaczne (no, powiedzmy sobie szczerze - zdarzało się różnie, ale z przewagą smaczności) i zmywać nie trzeba, ani tym bardziej kusić losu własnymi wynalazkami kulinarnymi.

Dobre czasy minęły, trzeba zadbać o swój żołądek... A ponieważ polskie restauracyjne żywienie może brutalnie zabić mój portfel (który jest zresztą na diecie;)) to zdecydowałam się podjąć wyzwanie i zacząć gotować:)

Zaczęłam z grubej rury. W czwartek wracąjąc z pracy mocno zastanawiałam się co tu sobie upichcić. Miałam kilka równoważnych opcji: barszcz biały, barszcz czerwony, zupa brokułowa, krem z borowików no i warzywna:) Po długich przemyśleniach, rzucaniu monetą i rozrysowaniu drzewa decyzyjnego wybrałam barszcz biały.

Skomplikowany przepis: Do 500 ml wsypać proszek, wymieszać, zagotować i po zagotowaniu trzymać 5 minut na małym ogniu:) Ufff, udało się! Niech żyje talent kucharki Oli! Efekt był jednak średnio smaczny:(

Weszłam więc na wyższy poziom abstrakcji i odważnie postanowiłam porzucić pomysł z zupami w proszku. Tym razem ugotowałam uwaga, uwaga, królewską zupę szczawiową! Przepis był już bardziej skomplikowany i wymagał wyobraźni. Kupiłam więc dwie różne mrożonki, wrzuciłam do garnka z wodą, rozpuściłam nawet rosołki i jeszcze zagęściłam śmietanką light z dodatkiem bazyli ;) Mmmmmm
Efekt rewelacyjny, a wyznacznikiem smaku jest fakt, że brat odważył się zjeść ze mną:) Jak widzą Drodzy Czytelnicy, odwaga jest u nas rodzinna;)

Aż cała drżę na myśł o dalszych wyprawach kulinarnych:)))))

poniedziałek, 18 lutego 2008

Malowanie

Fiolet i brzoskwinia zdobią teraz ściany w przedpokoju Oli. Dzielni malarze pokonali białe ściany w wytrwałej niedzielnej walce.
Była też specjalna refleksja niedzielna:

W: Teraz mógłbym być Hitlerem...
P: ??? Dlaczego?
W: Bo on też był malarzem pokojowym!

Ola radzi: daleko idące porównania mogą być niebezpieczne..

środa, 13 lutego 2008

Ostatnie widzenie

Spaliła się brama Namdemun w Seoulu. Mój pobyt w Korei był więc ostatnią szansą widzenia jej.

Tyle razy obok niej przechodziłam, a właśnie zdałam sobie sprawę, że nawet nie cyknęłam jej zdjęcia.
To jest jak ze zmarłymi. Doceniamy i żałujemy dopiero po śmierci...

A gdyby tak to zmienić?
Przecież żadna sekunda życia, żadna najmniejsza chwilka, choćby stanąć na rzęsach, to i tak nie wróci.
A żeby tak zacząć je dostrzegać i cieszyć się nimi?

Żeby nie biec do autobusu tylko po to, żeby zdążyć, ale po to żeby biec.

Eh, tyle chwil mi uciekło, właśnie przez obawę przed spóźnieniem się...

niedziela, 10 lutego 2008

Ola ratuje swiat

Stoję w srodku lasu z grupą znajomych. Czujemy zbliżające się niebezpieczeństwo, 2 osoby z nas dopiero co urodziły dzieci. Naszym zadaniem jest je chronić. Jest wsród nas mistrz.

Nagle zaczyna się piekło. Atakują nas dziwne istoty o niebieskiej krwi. Czuję, że trafiła mnie niebieska kula o konsystencji flegmy. Mam w niej wszystko - włosy, palce ubranie. To znak, że oni nadeszli.

Schowałam się w jakims rogu, zaraz obok mnie siedzi mężczyzna z naszej paczki, znam go i wiem, że jest kims dla mnie ważnym, ale ani ja ani on nie ruszamy się z miejsca. Widzimy jak nasi przeciwnicy wyciągają broń. Celują w jedną z matek i naciskają spust: z wielkiego pistoletu wydobywa się stumień swiatła, który wysysa wagę z naszej towarzyszki. Po kilku sekundach uleciała w powietrze i zniknąła gdzies w kosmosie. To samo stało się z częscią naszej grupy. Sytuacja była tragiczna a ja nadal siedziałam w rogu, skulona i przestaszona. Zbliżał sie koniec a ja zastanawiałam się dlaczego boję się wyjsć i walczyć. Podobnie bylo z moim towarzyszem.

W tym momencie podszedl do nas mistrz. Ja bez slowa wyciagnelam rękę - wiedzialam po co przyszedl, wiedzialam ze nadszedl czas. Na mojej dloni wylądowaly 2 piescienie. Jeden zalożyl siedzący obok mężczyzna, drugi ja. On wyciągnąl z plecaka 2 miecze. W naszych rękach leżalo uratowanie swiata, bylam gotowa na smierć. Wstałam...

I się obudzilam. Nie wnikam skąd się biorą moje sny, ale wyobraźnię mam bujną, jak widać. Może w następnym odcinku snu okaze się, czy uratowalam swiat czy zginęlam:)))

wtorek, 5 lutego 2008

Pytanie egzystencjalne

Wracam z pracy. Dzwoni telefon. Odbieram:
- Olaaa, co jest dla ciebie ważniejsze: praca czy ostatki?
-???

Ani jedno ani drugie:)

sobota, 2 lutego 2008

Wstrząsający njius

Godzina 13;00, środek nocy, piątek.
Ola podnosi głowę z poduszki. Została brutalnie obudzona i chcąc nie chcąc musiała pożegnać się ze swoimi snami i sennymi marzeniami, przynajmniej na kilkanaście następnych godzin.
Od poniedziałku zaczyna pracę, więc korzystając z ostatnich dni bycia bezrobotną nie żałuje sobie niczego, co powszechnie może kojarzyć się ze zjawiskiem takim jak na przykład lenistwo. Ola jednak nigdy nie używa tego słowa, gdyż uważa, że jest niesłusznie nacechowane negatywnie.

Ale wracając do szarej rzeczywistości... Ola otwiera oko, potem drugie, po omacku nastawia wodę na kawe i również po omacku włącza tv ażeby zobaczyć, co tam się w świecie dzieje. Odbiornik był nastawiony na popularną stację informacyjną, tak więc Ola uznała, że nie będzie już niczego zmieniać. Jej fatalistyczne podejście do życia wpłynęło na to, że pomyślała: 'Eh widocznie tak musi być, poogladam informacje';).

I wtedy usłyszała o tej strasznej tragedii, aferze, wręcz tajfunie w świecie polskiej polityki. Z otwartą buzią słuchała wiadomości o zniszczonym laptopie jednego z popularnych polityków polskich. Nie mogła się nadziwić, że takie rzeczy zdarzają się w tym cywilizowanym kraju. Dech zaparło jej w piersiach ze wzburzenia i rozdrażnienia. Była jednocześnie rozczarowana, że w piątek rano media zaskoczyły ją aż tak okropną wiadomością. Skupiła się na słowach w/w polityka, który właśnie miał swoją konferencję prasową dotyczącą nieszczęsnego przenośnego komputera. Pogrążona w myślach na temat przebiegu wypadków zasnęła. Najwidoczniej myślenie jest zajęciem, które bardzo męczy Olę w piątkowe poranki.

Obudzona po godzinie zerknęła w kierunku telewizora. Nadal trwała dyskusja na temat zniszczonego laptopa. Znowu ciężkie 'Ehh' wydobyło się z ust Oli. Wyłączyła telewizor i poszła zrobić sobie kolejną kawę. Ucieszyła się, że przynajmniej w Korei nie rozumiała tych wszystkich zatrważających njiusów i nie musiała się denerwować.

środa, 30 stycznia 2008

Ą i Ę

- Ola, coś słyszę, że zmienił ci się akcent...
- Eeee, że co? To akcent się tak po prostu zmienia? Chyba nie powiesz mi, że mam koreański akcent, hehe:)
- No nie, ale coś słychać jakbyś przebywała długo z ludźmi z Illinois.
- ??? Wow. Byłam raptem 2 miesiące w Chicago. Jak ty to słyszysz?
(tu nastąpił tajemniczy uśmiech mojego rozmówcy, który wyczuł zmianę akcentu po moim jednym zdaniu)

No, ale żeby usłyszeć zmianę akcentu trzeba mieć tak dobry słuch jak A. Ja tam nic nie słyszę;) i nie sądzę żeby ktokolwiek inny słyszał. Ale odetchnęłam z ulgą, że jednak akcent nie jest koreański. Mówienie jednym tonem bez przerwy i przeciąganie końcówek oraz powtarzanie 'neee' i 'jeeee' chyba żadnemu rozmówcy nie ułatwiłoby komnikowania się ze mną;)

Drodzy Rozmówcy - również możecie odetchnąć z ulgą i nie drżeć na myśl o spotkaniu ze mną:)

sobota, 26 stycznia 2008

List do Pani Pogody

Szanowna Pani Pogodo,

Jak to dobrze, że Pani jest z nami i możemy codziennie cieszyć się Pani obecnością. Pani towarzystwo jest niezmiernie intrygujące, ale także przyjemne, mimo, że dość często zmienia Pani swoje upodobania co do aury Panią otaczającej. A ja właśnie w tej sprawie...

Rozumiem, że przeżywa Pani ciężki okres. Każdy tak czasem ma, że chciałoby się wszystkim napotkanym dać w pysk, a jeśli nie w pysk to przynajmniej dać w jakiś sposób upust swoim nagromadzonym pokładom złości, nienawiści czy też bezradności. Rozumiem też, że globalne ocieplenie i zmiany w atmosferze źle działają na Pani cerę. Jednakże chciałabym zaoferować Pani swoją skromną pomoc. Jeśli sytuacja jest naprawdę tragiczna to mogłabym skierować Panią do odpowiedniego specjalisty (kilku ich znam i paru mogę polecić). Zapewniam Panią, że zawsze może być gorzej i jakby się tak bliżej przyjrzeć Pani problemom to mogą okazać się one banalnie proste i wręcz zabawne - to wszystko to kwestia podejścia przecież.

To jest właśnie odpowiedni moment na skierowanie mojej prośby do Pani. Ostatnio Pani humory bardzo dały mi się we znaki i przyznam, że czuję, że będę zmuszona je odchorować. Jak zapewne zdaje sobie Pani z tego sprawę, nie jest to zbyt przyjemne, zwłaszcza, że podobne przeczucie i poczucie zbliżającej się wielkimi krokami choroby, kaszlu, kataru, gorączki i wszechogarniającego, łamiącego bólu ma spory procent mieszkańców Polski. Wiatr przewiewa do szpiku kości, mrozi, ziębi, potem jeszcze obleje deszczem i kiedy wydaje się, że nadchodzi najgorsze na niebie pojawia się słońce.... no jak to tak można, Pani Pogodo....? Proszę się trochę opamiętać i wziąć pod uwagę także mnie - co prawda nędznego robaczka, ale także o silnych zdolnościach do cierpienia z powodu paskudnej aury.

Będę wdzięczna za rozpatrzenie mojej prośby i ponawiam propozycję kontaktu z psychologiem.

Z poważaniem,
Ola Floo

czwartek, 24 stycznia 2008

Wielki KAM BEK

Witam ponownie wszystkich Drogich Czytelników!

Kolejny rozdział w życiu, kolejny blog, coby nie wprowadzić nikogo w zagmatwanie tudzież zakłopotanie spowodowane pomieszaniem wątków;) I tak codziennie przebijam się przez tony informacji, więc przynajmniej bloga oddzielę;)

No i zapraszam do odwiedzania moich skromnych czterech rogów ekranu, przynajmniej tak często jak odwiedzano Olę w Wielkim Mieście. Teraz Ola jest w mniejszym mieście, ale będzie równie ciekawie (a przynajmniej, jak to mawiają dyplomaci: postaram się;)).
Locations of visitors to this page